wtorek, 26 listopada 2013

Kilka mitów

Niejednokrotnie zdarza się, że od lat - czy raczej dziesięcioleci - powtarzane są w kółko, i przez to uchodzą za bezdyskusyjne fakty, nad którymi nikt się już nie zastanawia, informacje co najmniej nie mające żadnych materialnych podstaw, a często wręcz nieprawdziwe. Wykrycie takich odwiecznych przekłamań wymaga niejednokrotnie sięgnięcia do materiałów źródłowych, acz nieraz - jeśli chodzi o parametry techniczne - można to w prosty sposób stwierdzić na podstawie prostych obliczeń.
Dla przykładu - kilka takich "prawd" związanych z niemiecką techniką rakietową doby drugiej wojny światowej:
  • Pocisk rakietowy R 4/M nie był opracowywany przez firmę Heber. Ona popełniła tylko była jednoprowadnicową wyrzutnię szynową dla R 4/M, która - jak się wydaje - w ogóle nie weszła do użycia (a na pewno nie była montowana na bojowych Me 262 i Fw 190).
  • Lotniczy niekierowany pocisk rakietowy RZ 65 nie był skonstruowany w firmie Rheinmetall. W przeciwieństwie do RZ 73, który był.
  • Przeciwlotniczy niekierowany pocisk rakietowy Föhn nie był rozwinięciem pocisku RZ 73, nie miał długości 330 mm, masy 3,2 kg, ani nie osiągał prędkości 360 m/s - wszystkie te wartości (machinalnie powtórzone z RZ 73) były w rzeczywistości znacznie niższe. Föhn nie został ponadto opracowany ani przez Henschla, ani przez Rheinmetall-Borsig - i nic nie wskazuje, aby kiedykolwiek oznaczony był Hs 217.
  • Oznaczenie pancerzownicy rakietowej 8,8 cm RPzB 43 Ofenrohr nie zostało zmienione na 8,8 cm RPzB 54 Panzerschreck wraz z wprowadzeniem tarczy ochronnej, zmiany celownika itp. Nazwa 8,8 cm RPzB 54 Panzerschreck funkcjonowała już kilka miesięcy przed dokonaniem tych modyfikacji, a same one nie miały żadnego wpływu na nazwę broni.
  • Pancerzownica rakietowa 8,8 cm RPzB 54/1 nie miała zasięgu zwiększonego do 180 m. Podobnie jak i 8,8 cm RPzB 54 mogła mieć zasięg maksymalny 100, 150 lub 200 m, zależnie od rodzaju wykorzystanej amunicji.
  • Kierowany pocisk przeciwpancerny Ruhrstahl X-7 nie mieścił ani 6,5, ani 6, ani 3,5, ani nawet 3 kg paliwa, jak to się w literaturze podaje - pocisk był na to za mały, a silnik za słaby.
  • Pociski kierowane Hecht oraz Feuerlilie (F 25 i F 25) nie były konstrukcjami firmy Rheinmetall-Borsig, która co najwyżej dostarczyła wykorzystane w nich silniki rakietowe na stały materiał pędny. Pomijając nawet drobiazg, że nazwa Feuerlilie nie oznacza "Ognistej Lilii".
  • Pierwszy prototyp rakietowego myśliwca Messerschmitt Me 163 z rejestracją KE+SW nosił oficjalnie oznaczenie czwartego prototypu - V4 (dokładnie Me 163 AV 4), a nie pierwszego - V1. Oznaczenie pierwszych trzech prototypów zarezerwowane zostały dla wcześniejszego samolotu łącznikowego Bf 163.
  • Nie ma żadnych twardych dowodów na to, że Me 163 BV 18 osiągnął 6 lipca 1944 prędkość 1130 km/h. Zdjęcia przedstawiające uszkodzony ster kierunku B V 18, które przypisuje się do tego lotu, pokazują w rzeczywistości uszkodzenie, które wystąpiło 23 grudnia 1943 przy prędkości 920 km/h.
  • Me 163 AV 10 (CD+IO) uzbrojony w rakiety R 4/M (de facto ich makiety) przedstawiany jest na schematach malowania i w modelach jako pokryty od góry, przynajmniej częściowo, plamkami kamuflażu. Jest to czysta fikcja, wygląd górnych powierzchni tego samolotu jest nieznany, na jedynym zdjęciu od przodu widać tylko kilka chaotycznych maźnięć na dziobie i krawędzi natarcia prawego skrzydła - które wcale nie muszą być elementami kamuflażu.
  • Wszystkie schematy malowania czerwonego Messerschmitta Me 163 BV 41 (PK+QL) są również czystą fikcją, bo poza ustną relacją o tym, że ad hoc pomalowany był na czerwono, nic nie wiadomo o jego wyglądzie w tej postaci.
  • Podobnie czystą fikcją są wszystkie przedstawienia Me 163 B z granatnikami SG 500 Jagdfaust, bo nic o wyglądzie tej broni na Me 163 nie wiadomo. No może poza tym, że była ona raczej zamontowana w skrzydłach, a nie w przykadłubowych komorach uzbrojenia zamiast działek.
  • Rakietowy samolot myśliwski Messerschmitt Me 263 (Ju 248) nigdy nie był opracowywany w zakładach Messerschmitta, nie powstał z przebudowy Me 163 D, ani nie został oblatany w sierpniu 1944 (w tym czasie dopiero rozpoczynano jego projektowanie). Prototyp Me 263 V1 nie miał wciąganego podwozia z jakim uporczywie rysowany jest na planach, ani wydatnych owiewek działek pod centropłatem. Nie ma także żadnych ikonograficznych dowodów na kamuflaż segmentowy górnych powierzchni, w jakim jest zwykle przedstawiany.

środa, 17 kwietnia 2013

Zagadka teletanków

O ile zastosowanie bojowe radzieckich czołgów zdalnie sterowanych w czasie Wojny Zimowej jest w miarę dokładnie opisywane w literaturze, to ich losy w kampanii roku 1941 owiane są już tajemnicą.
W ramach reorganizacji RKKA w l. 1938-1939 sformowano dwa wydzielone bataliony czołgów zdalnie sterowanych na bazie T-26 – 152. i 217., które podporządkowano odpowiednio 36. i 30. brygadzie pancernej. Mamy tu i nieciekawy polski akcent - 152. batalion wziął we wrześniu 1939 udział w „wyzwalaniu” Zachodniej Ukrainy. 36 brygada działała w składzie 5 Armii Frontu Ukraińskiego na szlaku Suraż – Dubno – Łuck – Włodzimierz Wołyński – Chełm – Lublin, jednak teletanki używane tu były jako zwykłe czołgi chemiczne czy liniowe.
Podczas formowania korpusów zmechanizowanych w ramach reorganizacji RKKA latem 1940 roku 36 samodzielna brygada czołgów weszła wraz ze 152. batalionem teletanków w skład 4 korpusu zmechanizowanego (6 armia KOWO), podczas gdy 217. batalion przekształcony został w 51. samodzielny batalion czołgów Moskiewskiego OW. Większość teletanków była już zresztą wówczas niesprawna - w najlepszym razie wymagały regulacji.
W dniu 1 czerwca 1941 RKKA posiadała ogółem na stanie 114 czołgów grup telemechanicznych - 53 TT-26 i 61 TU-26, z których po 26 TT-26 i TU-26 znajdowało się w Kijowskim Specjalnym OW, trzy TU-26 we Lwowskim OW, a pozostałe TT i TU w Moskiewskim OW.
4 mechkorpus KOWO, dowodzony przez znanego skądinąd generała Własowa, stacjonował w czerwcu 1941 na północ od Lwowa, w odległości 50-80 km od granicy. W składzie posiadał 106 czołgów T-26,  wliczone są tu też czołgi chemiczne, a więc zapewne i grup telemechanicznych.


O wojennych losach 152 batalionu nie znalazłem żadnych informacji, prócz tego, że teletanki zachodnich okręgów (KOWO i LWO) utracone zostały w pierwszych tygodniach wojny. Uzupełnieniem są tu niemieckie zdjęcia. Jak choćby powyższe, na którym widoczne są co najmniej dwa czołgi grup telemechanicznych - na pierwszym planie charakterystyczny TT-26 z aparaturą TOZ-VI. Ta sama scena znana jest też ze zdjęcia dokonanego w letniej scenerii.
Jeszcze bardziej zaintrygowało mnie zdjęcie zamieszczone w zeszycie Operacja "Barbarossa" 1941 wydanym niedawno w serii Wielkie bitwy II wojny światowej. Ukazuje pole z wrakami ośmiu T-26, z których co najmniej trzy to TT-26 z TOZ-IV. Podpis głosi: Radzieckie czołgi T-26 zniszczone pod Ostrowem. Znajdowały się one na wyposażeniu oddziałów, którymi Kirponos (...) rozkazał kontratakować jednostki niemieckie. (...) do zamknięcia pierścienia okrążenia brakowało zaledwie około 15 km, jednakże Rosjanie wskutek złej komunikacji nie mieli o tym pojęcia.
Głowna wątpliwość, jaka mi się nasuwa - pod Ostrowem czy pod Ostrogiem? Bo 4 korpus dotarł prędzej czy później w rejony tego drugiego miasta. Ale może zdjęcie to przedstawia czołgi utracone w kontratakach w rejonie Sokala - i tam szukać trzeba Ostrowa?
Może kiedyś będę mądrzejszy.
 

piątek, 5 kwietnia 2013

8,8 cm Flak L/56 - niuanse identyfikacji (cz. 1)


Jako, że ukazał się właśnie w krajowym czasopiśmie artykuł poświęcony niemieckim armatom przeciwlotniczym 8,8 cm, myślę sobie, że warto usystematyzować nieco kwestię identyfikacji poszczególnych wersji armaty 8,8 cm Flak L/56 - bo nieraz nie radzą sobie z tym zadaniem nawet autorzy opracowujący monografie tych dział. O ile bowiem zmiany wprowadzane w poszczególnych wersjach armaty są w miarę szczegółowo opisywane w literaturze, to przełożenie tego na wygląd zewnętrzny - zwłaszcza wobec występującej w praktyce pewnej różnorodności podzespołów - sprawia wielu, nie wiedzieć czemu, poważne problemy.

Na pierwszy ogień weźmy sobie standardowe holowane odmiany przeciwlotnicze, najczęściej występujące na zdjęciach.

Holowane wersje przeciwlotnicze armaty 8,8 cm Flak L/56 - cechy charakterystyczne


8,8 cm Flak 18
8,8 cm Flak 36
8,8 cm Flak 37
Lufa
każda
(najczęściej RA 1)
każda
(najczęściej RA 9)
każda
(najczęściej RA 9)
Łoże dolne
18
36
36
Podwozie
Sd.Ah. 201
Sd.Ah. 202 (204)
Sd.Ah. 202 (204)
Dosyłacz
jest
jest
nie ma

Odbiorniki
30
30
37
Nastawnica zapalników
18, 19
18, 19
37, 18/41
Tarcza
każda
każda
każda
Inne cechy
- pionowa podpora pod lufę
- ukośna podpora pod lufę
- ukośna podpora pod lufę


I KOMENTARZA SŁÓW KILKA

Lufa
Wszystkie typy luf – wczesna dwuczęściowa (RA 1), pięcioczęściowa (RA 9) oraz późna dwuczęściowa – mogły być wymiennie stosowane we wszystkich wersjach armaty i dlatego, co jest najczęściej popełnianym w literaturze błędem, lufa nie może być podstawą do rozpoznania wersji. Choć trzeba przyznać, że statystycznie działa miały najczęściej „swoje” lufy.

Łoże dolne
Holowane wersje 8,8 cm Flak L/56 posiadać mogły dwa typy łóż dolnych:
  • Typ 18 – centralna platforma łoża miała kształt ośmiokąta i była gęsto nitowana, na górnej powierzchni przedniego ogona pokrywa zasobnika na osprzęt, gniazdo kabla transmisji danych na końcu tylnego ogona, gniazda kotew do wewnątrz od podnośników, okrągłe płyty oporowe bocznych podnośników, zaokrąglone końcówki składanych ogonów.
  • Typ 36 - centralna platforma spawana, w kształcie kwadratu obróconego o 45 stopni w stosunku do osi działa, zasobnik na osprzęt i gniazdo kabla transmisji danych na bocznych ścianach platformy, gniazda kotew na końcówkach ogonów (na zewnątrz od podnośników), kwadratowe płyty oporowe podnośników, prostokątne końcówki ogonów, na wzdłużnych ogonach charakterystyczne wsporniki z hakami do podnoszenia działa na podwozie.
Podwozie
Chyba najbardziej rzucająca się w oczy cecha pozwalająca rozpoznać armatę 8,8 cm Flak 18 praktycznie z każdego kierunku - o ile nie pomyli jej się z 8,8 cm Pak L/56...
  • Sd.Ah. 201 – dwa wózki jednoosiowe, przedni dwukołowy z płaskimi błotnikami, tylny czterokołowy z półokrągłymi błotnikami mocowanymi za pomocą wsporników rurowych.
  • Sd.Ah. 202 – dwa takie same jednoosiowe czterokołowe wózki, z głębokimi półokrągłymi błotnikami mocowanymi za pomocą wsporników z ceownika. Alternatywnie i doraźnie możliwe było użycie podwozia Sd.Ah. 204 – od wersji 202 odróżniało się wizualnie pojedynczymi kołami i brakiem bębnów na kable umieszczonych na błotnikach; używano je jednak z reguły do transportu zmodyfikowanych na przewoźne dział na łożach fortecznych.
Dosyłacz
Hydopneumatyczny, zlokalizowany na lewym wsporniku powrotnika – charakterystyczny długi pręt z lewej strony powyżej lufy. Praktycznie nigdy nie był używany, z reguły złożony na pół, lub ze zdemontowaną tylną częścią, lub zdemontowany w ogóle – w tym ostatnim przypadku na wsporniku powrotnika widoczne jednak było rurowe gniazdo do montażu dosyłacza. W przypadku 8,8 cm Flaka 37 najczęściej nie ma ani dosyłacza, ani gniazda, rzadziej natomiast występuje samo gniazdo obustronnie zaślepione pokrywkami.

Odbiorniki
Służące do przekazywania z przyrządu centralnego baterii do działa azymutu, kąta położenia i nastawy zapalnika – dwa zlokalizowane na stanowiskach celowniczych po prawej stronie łoża górnego, trzeci na nastawnicy zapalników po lewej stronie łoża górnego. Występowały dwa rodzaje odbiorników:
  • Typ 30 – w kształcie bębna z promieniście żebrowaną powierzchnią czołową mieszczącą żarówkowe wskaźniki nastaw. Odbiorniki celowniczych mogły być dodatkowo zacienione rurowymi osłonami.
  • Typ 37 – prostopadłościenna obudowa z dwoma wskazówkowymi wskaźnikami obok siebie pod wspólnym okienkiem.
Nastawnica zapalników
Zlokalizowana po lewej stronie łoża górnego:
  • Typ 18 lub 19 – duża pudełkowata obudowa, gniazda na jeden lub dwa pionowo umieszczone naboje z tyłu na dole (Bogiem a prawdą – nigdy nie widziałem na zdjęciu wersji na jeden nabój); wskaźnik odbiornika typu 30 umieszczony poziomo, płasko na górnej powierzchni korpusu nastawnicy. Nastawniczy zajmował miejsce na rozkładanym siedzisku, tyłem do przodu.
  • Typ 37 – identyczna jak poprzednia na dwa naboje, odróżnia się wskaźnikiem odbiornika typu 37 umieszczonym w dużej wystającej skośnej obudowie na górze korpusu nastawnicy;
  • Typ 18/41 (acz nie jestem jednak pewien prawidłowości tego oznaczenia) – w postaci poziomej belki, na której z tyłu układany był horyzontalnie nabój, a z przodu znajdowała się niewielka obudowa mechanizmu z umieszczonym na górze skierowanym w bok odbiornikiem typu 37. Brak siedziska dla nastawniczego. Najrzadszy typ nastawnicy, spotykany w końcu wojny, głównie na działach stacjonarnych.
Tarcza
Wszystkie odmiany tarcz (płaska, płaska poszerzona, tłoczona) mogły być wymiennie stosowane na wszystkich wersjach armat i dlatego tarcza nie może być podstawą do rozpoznania wersji. Aczkolwiek 8,8 cm Flak 18 bardzo rzadko miewał tarczę tłoczoną.

Inne cechy
  • Podpora pod lufę – w przypadku 8,8 cm Flak 18 podpora po rozłożeniu i podparciu lufy do transportu ustawiona jest pionowo. W działach 8,8 cm Flak 36 i 37 jest wyraźnie pochylona w stronę wylotu lufy.
Reasumując...
Wbrew przyjętej powszechnie praktyce, identyfikując na zdjęciu odmiany działa 8,8 cm Flak L/56 nie patrzymy na lufę. W ogóle. Wzrok kierujemy natomiast na odbiorniki, łoże dolne i podwozie. Cenną wskazówką może być też obecność dosyłacza.

Ciąg dalszy - część 1½, czyli wielkie zamieszanie z nastawnicami zapalników

czwartek, 28 marca 2013

Cug na szpicu, czyli krok wstecz?

Jeśli wierzyć złożonym Amerykanom w 1945 roku zeznaniom inżyniera Larssona, zatrudnionego w zakładach Waffen Union, opracowywał on projekt rakietowego pocisku przeciwlotniczego przeznaczonego do odpalania salwowego i przenoszącego 7,5 kg materiału wybuchowego. Niestety, czy to Larsson się plątał w zeznaniach, czy tłumacz w tłumaczeniu, czy skryba w maszynopisaniu - czy też wszystko na raz - ale parametry pocisku wg zapisanej relacji konstruktora nijak nie trzymają się kupy. Masa paliwa nie odpowiada jego ilości, kaliber pocisku średnicy ziaren paliwa, a czas wznoszenia na 10 km jest po prostu absurdalnie krótki biorąc pod uwagę możliwe osiągi takiego pocisku.
Na podstawie interpretacji garści danych można podjąć próbę rekonstrukcji tej hipotetycznej konstrukcji - przy śmiałym założeniu, że projekt taki w ogóle istniał.
Długa na ponad 4,5 m rakieta kalibru niecałych 14 cm, o masie 100 kg, przenosiłaby 25 kg głowicę odłamkowo-burzącą z zapalnikiem czasowym, mieszczącą 7,5 kg materiału wybuchowego. 35 kg paliwa spalanego w czasie około 2 s rozpędzałoby ją do powiedzmy 800 m/s, dzięki czemu osiągnęłaby pułap 10 km w czasie poniżej 20 s.

Porównanie rakiety Larssona i pocisku Taifun P.

Przyznać trzeba, że koncepcja taka jest zaskakująco zachowawcza. W końcowym okresie wojny Niemcy skłaniali się raczej ku masowemu wystrzeliwaniu szybkich rakiet z zapalnikami uderzeniowymi i głowicami burzącymi, będącymi, jak się wydawało, najbardziej ekonomicznym sposobem atakowania formacji ciężkich bombowców. Larsson zrobił coś wprost przeciwnego - niejako rakietowy odpowiednik pocisku artyleryjskiego kalibru 13-14 cm, który tak naprawdę niczym się nie wyróżniał. Pocisk Larssona konsumował 6 razy więcej prochu i dwa razy więcej stali niż przeciwlotniczy pocisk artyleryjski 12,8 cm, trzy razy więcej prochu i sześć razy więcej stali niż lekka rakieta Taifun P - a w zasadzie jedyną przewagą, jaką mógł dać nad 12,8 cm Flakiem była większa gęstość ognia możliwa do uzyskania i nieco lepsza balistyka (przy cokolwiek mniejszej prędkości maksymalnej).
Chyba, że larssonowski pocisk miał wyglądać jeszcze zupełnie inaczej, niźli by się to z tych poplątanych danych wydawać mogło...

niedziela, 24 marca 2013

Militaria XX Wieku: Panzerschreck


Artykuł Łukasza Gładysiaka „Panzerschreck. Niemieckie pancerzownice rakietowe RPzB 43-54-54/1” ukazał się w 17 numerze specjalnym czasopisma Militaria XX Wieku - Nr 1(17)/2011. 


Jest to bez wątpienia najbardziej szczegółowe opracowanie na temat tej broni, jakie ukazało się na naszym rynku ostatnimi czasy – po monografii Leszka Rościszewskiego „Niemieckie pancerzownice Panzerschreck i Panzerfaust 1943-1945” z 1993 roku i artykule Grzegorza Franczyka „Panzerschreck” w Innych Obliczach Historii 2004:1. Artykuł wyczerpująco prezentuje historię powstania niemieckich pancerzownic rakietowych, ich budowę, zasadę działania, a także sposoby użycia w walce i historię użycia bojowego (nie tylko przez wojska niemieckie, ale także i np. polskie). Niewątpliwą wartością jest wykorzystanie oryginalnej niemieckiej instrukcji, przybliżającej zasady obsługi broni.
Pomimo, że całościowo i na tle dostępnych opracowań artykuł Łukasza Gładysiaka ocenić trzeba wysoko, to niestety – do pełni szczęścia nieco jednak brakuje. Przede wszystkim cokolwiek wątła jest podstawa bibliograficzna, co zaowocowało kilkoma błędami merytorycznymi w tekście, które możliwe były do uniknięcia (zwłaszcza w kwestii nazewnictwa i procesu rozwoju panzerschrecka). Pewne zastrzeżenia można mieć też do staranności opracowania tematu – stosowanej terminologii, błędów edytorskich, czy zwykłych, niczym nieuzasadnionych, przekłamań w opisach (to, niestety, jest dość charakterystyczne dla tego autora).
Jedną z większych bolączek warsztatowych artykułu jest cokolwiek nonszalanckie podejście do nazewnictwa. Nie było bowiem pancerzownicy nazwanej „RPzB 43”, ani „RPzB 54”, ani „RPzB 54/1” – jak to bez wyjątku używane jest w artykule, od tytułu począwszy. Były natomiast „8,8 cm RPzB 43”, „8,8 cm RPzB 54” i „8,8 cm RPzB 54/1”. Oznaczenie kalibru było integralną częścią nazwy. To samo dotyczy się amunicji – pocisk zwał się np. „8,8 cm RPzBGr 4322”, a nie „RPzBGr 4322” (choć w tym przypadku nawet Niemcom zdarzały się w oficjalnych drukach, jednostkowe wprawdzie, wyjątki).
Razi także konsekwentnie tytułowanie w całym artykule żołnierzy obsługi pancerzownicy niemieckimi nazwami przepisanymi z instrukcji – „Richtschütze” i „Ladeschütze”. Jakby nie można było pisać, jak za pierwszym razem, „strzelec” (czy „celowniczy”) i „ładowniczy”, przytaczając tylko raz w charakterze de facto ciekawostki  niemieckojęzyczne odpowiedniki? Mnie osobiście męczy też cokolwiek dziwna maniera autora, podawania w zasadzie wszystkich liczebników – jak np. liczby wyprodukowanych egzemplarzy – słownie. Sprawia to wrażenie (pewnie niesłuszne) sztucznego zwiększania objętości artykułu i zdecydowanie utrudnia znalezienie w tekście potrzebnych danych i ich i szybkie odczytanie.
Nasunęły mi się też przy lekturze między innymi następujące uwagi:
  • Od końca sierpnia do jednostek liniowych zaczęła trafiać coraz większa liczba Raketenpanzerbüchse 43” – A mi się wydaje, że do jednostek liniowych nie trafiła ani jedna 8,8 cm RPzB 43. Głównie dlatego, że – moim skromnym zdaniem – ofenrohry zaczęto dostarczać na front dopiero w październiku 1943, a nie w sierpniu, a oznaczenie zmieniono z 8,8 cm RPzB 43 na 8,8 cm RPzB 54 już we wrześniu. W sierpniu opracowywanie pancerzownicy było jeszcze w ogóle dalekie od zakończenia. Tak samo więc jej debiut bojowy nie mógł nastąpić „na przełomie lata i jesieni 1943”.
  • Pancerzownica nie „zyskała szybko swojej nazwy” Ofenrohr ze względu na podobieństwo do rury od pieca. Ofenrohr to był oficjalny kryptonim tej broni używany w dokumentach jeszcze podczas jej opracowywania.
  • Obsługa pancerzownicy bez tarczy nie była zmuszona „do szukania nie zawsze skutecznych rozwiązań doraźnych” chroniących ją (de facto tylko celowniczego) przed gazami prochowymi. Metody ochrony były opisane przez instrukcje i regulaminy, nic nie trzeba było szukać.
  • Oznaczenie „Raketenpanzerbüchse 54” nie zostało nadane ulepszonej wyrzutni z tarczą. Nazwa ta (8,8 cm RPzB 54) funkcjonowała już dla wyrzutni bez tarczy, a wprowadzenie tarczy nie miało żadnego wpływu na oznaczenie pancerzownicy.
  • Prowadnica 8,8 cm RPzB 54 nie miała długości 1640 mm, to była długość całej wyrzutni.
  • Wewnątrz [prowadnicy wyrzutni] wyfrezowane zostały trzy (…) prowadnice pocisku” – raczej tłoczone czy walcowane, frezowanie to obróbka skrawaniem.
  • Chwyty pistoletowe wykonane były z płaskowników, a nie kątowników.
  • Prętowa osłona zabezpieczała wlot, a nie wylot prowadnicy. Tył, a nie przód.
  • Namierzanie celu odbywało się za pomocą prostego celownika przeziernikowego” – panzerschreck posiadał celownik z otwartą szczerbiną, a nie przeziernikowy.
  • Strzemię pod wylotem prowadnicy nie służyło do „zapewnienia względnej stabilności broni”, ale chroniło prowadnicę przed zanieczyszczeniem jej wnętrza ziemią, śniegiem itp.
  • Okienko w tarczy zamknięte było szkłem bezpiecznym, a nie pleksiglasem.
  • (…) Oręż przystosowany był do oddania dwustu salw” – w oryginalnych instrukcjach podawana jest żywotność początkowo 300, potem 1000 strzałów. W dostępnej literaturze występuje najczęściej ta druga wartość.
  • Silnik pocisku posiadał dwa, a nie trzy ruszty.
  • „(…) zapalnik mechaniczny typu AZ 5095/1 z detonatorem oraz pobudzaczem inicjującym spalanie ładunku.” – detonator i pobudzacz to jest to samo. Zapalnik wyposażony był tylko w spłonkę pobudzającą, detonator umieszczony był osobno, w dennej części głowicy.
  • Pocisk 8,8 cm RPzBGr 4322 nie powstawał tylko w dwóch odmianach - letniej i zimowej (Arkt), ale w trzech – letniej, zimowej (Arkt) i zimowej 44/45 (Arkt 44/45). O tej ostatniej, różniącej się od Arkt zasięgiem i dopuszczalnymi temperaturami użycia, w artykule nie ma ani słowa.
  • Pocisk 8,8 cm RPzBGr 4992 nie miał zasięgu zwiększonego do 180 m. Takiego nominalnego zasięgu nie miał żaden pocisk do Panzerschrecka. To pociski w wersji Arkt 44/45 miały zasięg zwiększony ze 150 do 200 m, niezależnie czy były w wersji 4322 czy 4992. Ta ostatnia, zresztą, wg wszelkiego prawdopodobieństwa w ogóle nie weszła do użycia przed końcem wojny – lub w minimalnej ilości.
  • Jeśli wierzyć Hahnowi, 13% (dokładnie 12,9%) usterkowość dotyczyła całości produkcji amunicji do Panzerschrecka, a nie tylko pocisku wersji 4992. Odnosi się to zresztą do odbioru produkcji przez Waffenamt, a nie awaryjności pocisków w warunkach frontowych.
  • Zgodnie z regulaminem (…) przemieszczanie się z naładowaną Raketenpanzerbüchse było surowo wzbronione” – nieprawda, było dozwolone zarówno w boju, a potem nawet i w ubezpieczonym marszu, tyle, że pancerzownica musiała być zabezpieczona. Potwierdza to nawet wykorzystywana przez autora instrukcja Bildheft 149a.
  • „(…) strumień gazów wydobywający się po uwolnieniu Raketenpanzerbüchse Granate wynosił około pięciu metrów. W związku z tym faktem zalecano strzelanie z pozycji leżącej…” Nieprawda. Instrukcje równo dopuszczały strzelanie z każdej pozycji, strzelanie leżąc było zalecane w przypadku braku ukrycia.
  • Regulamin użycia pancerzownic rakietowych po raz pierwszy opublikowano dopiero 14 listopada 1944 pod tytułem: Panzernahkampfwaffen Teil 1 Panzerschreck (Bildheft 149a 649/4).” Nieprawda – pierwszy regulamin użycia pancerzownicy i organizacji jednostek opublikowano 7 grudnia 1943. Do tego Bildheft 149a nosi datę 14 września 1944, a nie 14 listopada.
  • Do obowiązków ładowniczego nie należała tylko troska o amunicję i ubezpieczenie ogniowe zespołu, ale – nawet bardziej niż to drugie - obserwacja pola walki, skutków prowadzonego ostrzału z pancerzownicy i przekazywanie celowniczemu informacji o niezbędnych poprawkach w celowaniu.
  • Wózek Infanteriekarren (If 8) ze stelażem do transportu sześciu pancerzownic nie został opracowany w 1944 roku, ale już w 1943.
  • Osobiście nie mierzyłem pocisku panzerschrecka, ale w dostępnej literaturze i znanych mi instrukcjach saperskich jego długość podawana jest w zasadzie zgodnie jako 660 mm – a nie 700 mm.
  • W tabeli na s. 95 odwrotnie podano masy pancerzownic z tarczą i bez tarczy. Z tym, że sam skłaniałbym się raczej do wartości 9,4 kg dla 8,8 cm RPzB 54 bez tarczy, 10,7 kg z tarczą i 9,5 kg dla 8,8 cm RPzB 54/1 z tarczą.
Szkoda, że zabrakło też w zasadzie jakichkolwiek informacji wykorzystywaniu panzerschrecka i jego komponentów w innych rodzajach broni (poza nieprecyzyjną wzmianką o lotniczych 8,8 cm Pz-Büchsenrochr) – pociski lub ich głowice były wszak wykorzystywane w szeregu lotniczych wyrzutni rakietowych, że o przeciwlotniczym Fliegerschrecku nie wspomnę.

piątek, 22 marca 2013

Nebelwerfer wg Militariów XX Wieku - kilka uwag

Lepiej późno niż wcale.
Kilka przemyśleń na temat artykułu "Saksońska krowa" autorstwa Łukasza Gładysiaka, zamieszczonego w Militariach XX Wieku, nr Specjalny 26 (4/2012).


Artykuł, poświęcony wyrzutni rakietowej 15 cm Nebelwerfer 41, będący chyba najbardziej wyczerpującym opracowaniem na temat tej broni, jakie się ostatnio (jeśli nie w ogóle) u nas ukazało, jest rzeczywiście ciekawy i z pozoru erudycyjny. Z pozoru - po zagłębieniu się w treść widać w nim jednak sporą dawkę nonszalancji, niestaranności w opracowaniu i - co tu dużo ukrywać - brak wiedzy. Większości błędów, jak choćby terminologicznych, można było łatwo uniknąć, przez co wartość poznawcza tekstu byłaby znacznie wyższa.
  • Wyrzutnia 15 cm NbW 41 nie mogła być zbudowana w oparciu o łoże armaty 3,7 cm Pak 35/36, bo nie było takiej armaty. Była natomiast 3,7 cm Pak.
  • 15 cm Panzerwerfer 42 na bazie ciągnika sWS przewoził łącznie 50, a nie 20 pocisków.
  • Łoże armaty nie ma z tyłu pary ramion, ale ogony.
  • Wyrzutnia rakietowa tego typu nie ma luf, ale prowadnice rurowe.
  • Pokrętła mechanizmów naprowadzania wyrzutni znajdowały się z lewej, a nie prawej strony.
  • Rakiety odpalane były przez żołnierza wyposażonego w zapalarkę, a nie w detonator. Detonator to jest ładunek wybuchowy.
  • Dysze, a nie otwory, umieszczone były w tylnym dnie, a nie dolnym pierścieniu komory spalania pocisku.
  • Używany w rakietach 15 cm WGr 41 zapał elektryczny nazywał się elektrischer Randdüsenzünder 39, a nie elektrische Raketen-Zünder 39.
  • Pociski 15 cm WGr 41 nie miały kalibru 150 mm, ale 158 mm.
  • Pocisk dymny 15 cm WGr 41 wKh Nb (długi) nie miał długości 979 mm, ale 1015 mm. Krótki (15 cm WGr 41 wKh Nb kurz) był tej samej długości co odłamkowo-burzący (931 mm).
  • 340 m/s to średnia prędkość maksymalna pocisków (osiągana po ponad 100 m lotu), a nie wylotowa. Ta ostatnia wynosiła ok. 40 m/s.
  • Głowica pocisku 15 cm WGr 41 Spr nie mieściła 10 kg materiału wybuchowego, ale 2,34 kg.
  • Zasięg pocisku 15 cm WGr 41 Spr z silnikiem na proch dymny wynosił 6200 m, a nie 3000 m.
  • Sd.Kfz. 11/5 nie był jedynym ciągnikiem dedykowanym do wyrzutni 15 cm NbW 41. Przede wszystkim był takim Sd.Kfz. 11/4, a wg niektórych opracowań i Sd.Kfz. 11/1.
  • "Przeszkolona obsługa była zdolna do oddania stu ośmiu strzałów w ciągu jednej minuty". Jak oni to robili, skoro potrzebowali 90 s na załadowanie sześciostrzałowej wyrzutni? Owszem, ale 108 strzałów dotyczyło całego dywizjonu, a nie jednej wyrzutni, jak wynika z treści artykułu (s. 74) i tabeli na s. 76. Jeśli już na szybkostrzelności wyrzutni patrzeć, to praktyczna wynosiła ~4 strz./min, a teoretyczna (o ile taki parametr można tu w ogóle zastosować) ~30 strz./min.
  • Pociski obok ciemnej zieleni i odcieni szarości występowały też często w kolorze piaskowym, a także w wielobarwnym malowaniu "technologicznym" - por. trzecie zdjęcie na s. 74.
  • Czwarty żołnierz obsługi nie trwał na prawej flance okopu w celu ubezpiecznia wyrzutni, ale raczej dlatego, że z tej strony zlokalizowany był przynależny mu do załadowania zapas amunicji.
Szkoda też, że zabrakło informacji o możliwości wystrzeliwania rakiet 15 m WGr 41 z wyrzutni większych kalibrów, a także o innych niż odłamkowo-burzące, dymne i chemiczne typach amunicji opracowanych dla 15 cm NbW 41.


I cóż tu jeszcze dodać więcej? Może to, że następnym razem przyjrzymy się tegoż autora artykułowi o panzerschrecku...?