poniedziałek, 28 grudnia 2015

No to chlup!

czyli

Flussigkeitszünder

Jedną z bardziej wymyślnych koncepcyjnie konstrukcji uzbrojenia z lat drugiej wojny światowej był niewątpliwie przeznaczony do działek lotniczych niemiecki pocisk 2 cm BrGr 44 o. Zerl. wyposażony w uderzeniowy zapalnik AZ 9501.
Pocisk, jak pocisk, zapalający, nie pierwszy i nie ostatni, cały natomiast smaczek zasadzał się właśnie w zastosowanym w nim zapalniku - uderzeniowym hydrodynamicznym.
Geneza takiej konstrukcji sprowadzała się do poszukiwania pocisku będącego w stanie skutecznie razić nowoczesne samouszczelniające się zbiorniki paliwa. Próbowano przy tym różnych mniej lub bardziej wymyślnych konstrukcji, których zamysłem było skuteczne przedziurawienie takiego zbiornika i, czy lub, zapalenie wyciekającego paliwa - najprostszym jednak rozwiązaniem okazało się skonstruowanie pocisku niezawodnie zapalającego się po przebiciu zbiornika i wpadnięciu do znajdującego się w nim paliwa.
Projekt sfinalizowany został w drugiej połowie 1944 roku i do jednostek trafiło podobnież 25 000 sztuk naboi zapalających z zapalnikami AZ 9501.
 
Zapalnik AZ 9501

Budowa zapalnika AZ 9501 była nader prosta, jak widać na powyższym przekroju. Stożkowaty korpus mieścił iglicę z talerzykiem (zablokowaną od tyłu przez otaczającą ją spiralną sprężynę z blachy), do której prowadziły z zewnątrz cztery skierowane skośnie do przodu kanały. Całość osłonięta była profilowaną nakładką i blaszanym płaszczem, nadającymi zapalnikowi z zewnątrz tępogłowicowy kształt, charakterystyczny dla niemieckich zapalników do pocisków małokalibrowych. Od tyłu w korpus zapalnika wkręcona była spłonka detonująca Sprengkapsel Duplex, zaś całość wprasowana była w korpus pocisku.
Po strzale siła bezwładności na skutek rotacji pocisku rozginała spiralną sprężynę uwalniając iglicę i powodując tym samym uzbrojenie zapalnika. Na skutek uderzenia w poszycie celu blaszany kapturek i znajdująca się pod nim nakładka ulegały zniszczeniu, odsłaniając korpus zapalnika wraz z kanałami wlotowymi - jak widać na poniższym rysunku po prawej. Jeżeli pocisk przebił ściankę zbiornika i wpadł do paliwa, ciecz dostawała się przez kanały do wnętrza zapalnika, uderzała w talerzyk iglicy i wbijała ją w spłonkę, powodując tym samym zadziałanie zapalnika i zapłon pocisku. Jak wykazały testy, konstrukcja skrzydła bombowca B-17 zaczynała się po takim trafieniu topić w czasie 0,25 s.

Pociski 2 cm BrGr 44 o.Zerl. z zapalnikiem AZ 9501

Zapalnik posiadał jednak niejakie ograniczenia - do jego niezawodnego zadziałania konieczna była przy trafieniu w cel prędkość względna minimum 330 m/s, gwarantująca odpowiednio silne uderzenie strumienia paliwa w iglicę jeszcze po przebiciu konstrukcji samolotu. Ograniczało to więc zasięg skuteczny pocisku do kilkuset metrów - w przypadku działka MG 151/20 szacowana prędkość względna w odległości 1000 m wynosiła niespełna 300 m/s - acz zależna była wszak od prędkości lotu i celu, i myśliwca - więc to szacunek zdecydowanie zgrubny..
Kolejną oczywistą wadą zapalnika AZ 9501 była, jak widać, jego wąska specjalizacja - działał tylko przy trafieniu w ciecz, wobec czego nawet skutecznie ulokowane trafienia w "suche" elementy samolotu nie robiły na nim najmniejszego wrażenia
W opracowaniu znalazł się zatem pod koniec wojny zapalnik zupełnie już perwersyjny (biorąc pod uwagę jego skalę), podwójnego działania, hydrodynamiczno-uderzeniowy, a do tego z samolokwidatorem. Wymagano od niego działania natychmiastowego przy trafieniu w ciecz oraz tradycyjnego działania uderzeniowego ze zwłoką 7 ms.

Schemat zapalnika podwójnego działania

Część hydrodynamiczną zapalnika rozwiązano, jak widać na powyższym schemacie z alianckiego opracowania, analogicznie do AZ 9501 - cztery skośne kanały zbiegały się w kanale osiowym zakończonym iglicą. Na podstawie nieprecyzyjnego rysunku trudno zawyrokować cokolwiek o mechanizmie uzbrajania zapalnika, acz zapewne analogiczna była do małego protoplasty.
Samolikwidator wykorzystywał do swego działania siłę bezwładności na skutek rotacji pocisku - usuwała ona bezwładnik zabezpieczający i napinała umieszczoną poprzecznie iglicę samolikwidatora, ściskając sprężynę uderzeniową. Gdy prędkość obrotowa wystrzelonego pocisku spadała, sprężyna pokonywała siłę bezwładności i iglica samolikwidatora zbijała umieszczoną naprzeciw spłonkę, zaś strumień gazów prochowych uderzał poprzez odpowiedni kanał w główną iglicę zapalnika.
Jako że prace nad zapalnikiem nie zostały ukończone, nie wiadomo nic o jego mechanizmie uderzeniowym - nie został on opracowany, a zarezerwowano tylko nań miejsce w części głowicowej.
I czegoż to ludzie w desperacji nie wymyślą... A nawet nadludzie
 
W części drugiej zapoznać się możemy z jeszcze jednym przykładem niemieckiego zapalnika hydrodynamicznego, o cokolwiek zaskakującym zastosowaniu.