Rakiety w Warszawie
W popularnym periodyku Technika Wojskowa
Historia nr 6/2018 ukazał się właśnie artykuł Norberta Bączyka „Superkrowa” w Warszawie. Artykuł, nie bójmy
się użyć tego słowa, ważny i światowym piśmiennictwie przełomowy, a traktujący
o użyciu bojowym jednego z najbardziej tajemniczych niemieckich pocisków
rakietowych drugiej wojny światowej – 35 cm Wurfkörper Spreng. Broń ta
doczekała się w literaturze, póki co, jedynie kilku mniej lub bardziej
zdawkowych wzmianek – niewiele rzucających światła na jej losy.
Praca Norberta Bączyka jest pod względem
warsztatowym bez dwóch zdań znakomita, ukazująca użycie niemieckich ciężkich
wyrzutni rakietowych w Powstaniu Warszawskim (a i później) szczegółowo, dogłębnie,
w oparciu o oryginalne dokumenty, łącznie z oceną nowego uzbrojenia, przedstawiająca informacje unikatowe, w szerokim
kontekście, a i zilustrowana relacjami wspomnieniowymi ze strony polskiej.
No dobrze, ale teraz pora na łyżkę dziegciu –
tym bardziej gorzką, że znakomita podbudowa archiwalna pracy pozwala
czytelnikowi myśleć, że wszelakie podane w niej informacje pochodzą ze źródeł pierwotnych
i jako takie są, żeby tak rzec, bezdyskusyjne. Niestety – trudno oprzeć się wrażeniu, że
autor, pomimo całego swego zaangażowania i mnóstwa włożonej w artykuł rzetelnej
pracy, cokolwiek słabo orientuje się w niemieckim uzbrojeniu (przynajmniej rakietowym) i jego nazewnictwie,
niejednokrotnie wprowadzając czytelnika na minę dezinformacji… Przyjrzyjmy się
więc artykułowi pod tym względem nieco bliżej.
Na pierwszy, i w zasadzie najcięższy błąd,
powielany wciąż i wciąż w artykule, trafiamy już na pierwszej jego stronie (s.
24):
Ten
niewielki pododdział dysponował (…) prostymi stelażowymi wyrzutniami stalowymi,
na których umieszczano po cztery drewniane lub stalowe skrzynie – schweres
Wurfgerät 40 bądź schweres Wurfgerät 41 – z gotowymi do odpalenia, zapakowanymi
wewnątrz pociskami (…).
Z kolei na sr. 26 podpis pod zdjęciem głosi:
28 cm
Wurfkörper Spreng zapakowany w metalowy pojemnik schweres Wurfgerät 41. (…)
I na stronie następnej znów mamy w podpisach do
zdjęć:
Żołnierze
(…) przygotowują (…) do odpalenia pojemniki schweres Wurfgerät 41.
Wyrzutnia-stelaż, na której kładziono najczęściej po cztery pojemniki, nie
miała żadnych przyrządów celowniczych.
…gdzie widzimy pojemniki stalowe, zaś na
zdjęciu dolnym, gdzie z kolei uwieczniono skrzynki drewniane:
Sd.Kfz.
251 Ausf. C (…) odpala salwę pocisków 28 cm Wurfkörper Spreng z ram startowych
28/32 cm schwerer Wurfrahmen 40 [sic, por. niżej – przyp G.], na których osadzono pojemniki schweres Wurfgerät
40.
Wynikałoby z tego, że wg autora skrzynki vel
pojemniki, w które pakowano pociski 28/32 cm Wk nazywały się w wersji
drewnianej schweres Wurfgerät 40, a w wersji stalowej – schweres Wurfgerät 41…
Otóż – zupełnie nie. Nazwą schweres Wurfgerät określano bowiem nie skrzynki, ale
te anonimowe w artykule czteropociskowe „wyrzutnie-stelaże” – w wersji
drewnianej schweres Wurfgerät 40, w wersji stalowej (pokazanej na zdjęciach) –
schweres Wurfgerät 41. Same skrzynki drewniane nosiły natomiast nazwę Packkiste,
w zależności od kalibru pocisku 28 cm Packkiste (czy Packkiste 28, skracane jako PK 28) lub 32 cm
Packkiste (Packkiste 32, czyli PK 32), zaś w wydaniu stalowym zwane były po prostu jako Packkiste
(Stahl).
Nie jest także prawdą, że pociski zapakowane w
skrzynki były gotowe do odpalenia – nie posiadały bowiem zapalników i
detonatorów, które montowano dopiero po ułożeniu skrzynek na wyrzutni – co widać
choćby na zdjęciach na str. 26 i 27.
Na kolejny błąd natrafiamy w podpisie górnego
zdjęcia na s. 26, prezentującego muzealną kolekcję niemieckich rakiet
artyleryjskich:
Z
lewej pociski kal. 30 cm i 28 cm.
Pocisk pierwszy od lewej to bowiem 32 cm Wk Fl,
a drugi od lewej – 30 cm Wk 42 Spr.
Na tejże samej stronie, oraz w tekście i podpisie
do zdjęcia na s. 27 i s. 33 natrafiamy na oznaczenie sześciopociskowej wyrzutni
montowanej na transporterach Sd.Kfz. 251 jako 28/32 cm schwerer Wurfrahmen 40 – przerośnięte, jeśli już, bo faktycznie
wyrzutnia ta nazywała się po prostu schwerer Wurfrahmen 40, bez określenia
kalibru.
Na s. 28 w opisie wyrzutni 30 cm Raketenwerfer
56 pada z kolei niefortunne po dwakroć zdanie:
Wyrzutnia
ta osadzona była na lawecie armaty przeciwpancernej 5 cm Pak (znana szerzej
jako Pak 38, ale nie była to jej oficjalna nazwa).
Po pierwsze bowiem, skoro już nazewnictwa dotknęliśmy,
to o ile w przypadku niemieckiej armaty przeciwpancernej 3,7 cm jej faktyczna
nazwa rzeczywiście brzmiała 3,7 cm Pak (a nie żadne pokutujące we współczesnej literaturze
3,7 cm Pak 35, 3,7 cm Pak 36, czy inne 3,7 cm Pak 35/36), to, w świetle dokumentów i instrukcji z epoki, armata kalibru 5
cm nazywała się oficjalnie właśnie
5 cm Pak 38. Ba, a i nawet spotkać wobec niej można oznaczenie li tylko Pak 38, bez kalibru.
Po drugie, wbrew obiegowym informacjom, 30 cm Raketenwerfer 56 nie został postawiony na łożu
tejże armaty 5 cm Pak 38 – wykorzystano co najwyżej jakieś jego podzespoły, koła,
ogony, może elementy zawieszenia, nie wiem, nie zgłębiałem tego w szczegółach.
Natomiast konstrukcja samego łoża jest diametralnie odmienna. W armacie
naprowadzanie odbywało się tradycyjnie, w kierunku poprzez obrót łoża górnego względem
dolnego, w podniesieniu – poprzez obrót kołyski względem łoża górnego. W
wyrzutni zaś na łożu dolnym osadzona jest od razu kołyska, bez możliwości
naprowadzania w kierunku, to bowiem odbywa się przez obrót bloku prowadnic
względem kołyski - zupełnie inne były i śrubowe mechanizmy naprowadzania.
Na swego rodzaju pocieszną informację trafić
można w opisie danych technicznych wyrzutni Schiesskarren 35 cm na stronie 28:
zakres
kąta elewacji (podniesienia) uzbrojenia: od +18o do +80o.
Zakres
ten wynosił bowiem od +180 do +800 tysięcznych, czyli od +10o
do +45o. Jeden stopień to naprawdę nie jest 10 tysięcznych.
Błędna jest także nazwa uzbrojonego w miotacze
ognia transportera na dolnym zdjęciu na stronie 28 – nie jest to bowiem Sd.Kfz.
251 Ausf. 16, ale Sd.Kfz. 251/16 Ausf. D. Zapewne literówka, ale korekta tego
nie wyłapała…
Wszystkie te, drobne w sumie, potknięcia nie
umniejszają w niczym wielkiej wartości artykułu Norberta Bączyka. Aż chciałoby
się więcej takich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz