piątek, 25 lipca 2014

Arsenał kukuruźnika, czyli wakacyjne remanenta cz. 4.

Jednym z bardziej legendarnych samolotów II wojny światowej jest bez wątpienia radziecki lekki nocny bombowiec Polikarpow U-2ŁNB (znany może lepiej jako Po-2ŁNB). Bojowe użycie tych dwupłatowych maszyn obrosło przez dziesięciolecia legendą heroiczną, z którą trudno się już zmierzyć.


Wydaje się, w każdym razie - także na podstawie zeznań weteranów, że faktyczna skuteczność przeprowadzanych przez kukuruźniki nocnych nalotów była, oględnie rzecz biorąc, mocno ograniczona. Powiedzmy, trafienie w cokolwiek raz na trzy loty (ostrożnie kalkulując). Przyczyniały się do tego zarówno nocne warunki, niestabilność samej platformy, jak i - przede wszystkim - niezwykle prymitywne wyposażenie bombardierskie samolotu. Ba, weterani twierdzą często, że w ogóle nie korzystali z żadnych celowników, nawet jeżeli były zamontowane. A pamiętać trzeba, że bomby zrzucano z reguły z wysokości około kilometra, a nawet - zwłaszcza w przypadku silnie bronionych celów - trzykrotnie większej (choć, gwoli prawdy, były i pułki bombardujące standardowo z 700 m). Sporadycznie, czy raczej awaryjnie lub przy niesprzyjającej pogodzie, praktykowano bombardowanie z 400 m, czy nawet 100 m - ale w tym ostatnim przypadku konieczne już było użycie zapalników ze zwłoką.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że - jak z relacji wspomnieniowych wynika - nie było jakichś ustalonych, odgórnych regulacji czy praktyk i poszczególne pułki walczące na pociakach bardzo się różniły jeśli chodzi o sposób przeprowadzania nalotu, przenoszone uzbrojenie (w tym typ bomb, maksymalny ciężar podwieszeń czy montowanie karabinów maszynowych), a nawet używanie przez załogi spadochronów. 

CSS-13 ucharakteryzowany na U-2ŁNB, muzeum w Kołobrzegu.

No dobrze, ale czym w ogóle ten U-2ŁNB walczył?
Na bazie lektury monografii, jak i relacji wspomnieniowych, zidentyfikowałem następujące typy uzbrojenia bombowego czy rakietowego (niestety, nie zawsze dało się ustalić konkretne wagomiary bomb):
  • Elektronowe bomby zapalające ZAB-1e lub niemieckie B-1E, w kabinie
  • Granaty lotnicze AG-2
  • Ampuły zapalające AŻ-2 w kasetach
  • Bomby odłamkowe AO-2,5 w kasetach
  • Kumulacyjne bomby przeciwpancerne PTAB-2,5-1,5 w kasetach
  • Bomby odłamkowe AO-10 w kasetach
  • Bomby odłamkowe AO-25
  • Bomby burzące FAB-50
  • Bomby odłamkowo-burzące AF-82
  • Bomby burzące FAB-100
  • Bomby zapalające ZAB-100
  • Bomby zapalające ZAB-100-40p
  • Bomby fotograficzne FOTAB-?
  • Bomby oświetlające SAB-? w kabinie (zapewne SAB-3)
  • Bomby oświetlające SAB-? na wyrzutnikach (zapewne SAB-14, SAB-15, SAB-25)
  • Pociski rakietowe RS-82
  • Pociski rakietowe RS-132
Amunicję tę przenoszono m.in. w następujących zestawach podwieszeń:
  • 2 x AO-25
  • 4 x AO-25
  • 6 x AO-25
  • 2 x FAB-50 + 2 kasety z AO-10
  • 4 x FAB-50 + 1 x AO-25 + 1 x SAB-?
  • 6 x FAB-50
  • 2 x ZAB-100
  • 4 x ZAB-100-40p + 2 x SAB-?
  • 2 x FAB-100  
  • 2 x FAB-100 + 2 x FAB-50
  • 2 x FAB-100 + 4 x RS-82
  • 3 x FAB-100
Ładunek bomb wynosił przeciętnie do 200-300 kg (zależnie zresztą od jednostki i okresu), czasem porywano się i na 400 kg, choć samolot wymagał już wtedy utwardzonego pasa i w ogóle ledwo leciał. Aczkolwiek, z drugiej strony, zwłaszcza na wcześniejszym etapie wojny, zdarzały się bardzo regularnie loty z ledwo dwoma bombami 25 kg. Do kabiny brano (jeśli już) wyrzucane przez obserwatora lekkie bomby oświetlające, a czasem nawet bomby odłamkowe i zapalające.
Pociski rakietowe RS-82 i RS-132 odpalano bądź to celując na oko, bądź z wykorzystaniem celowników strzeleckich - np. kolimatorowego OP-1. Co ciekawe, stosowano tutaj też czasem wyrzutnie skierowane do tyłu.
Z kolei nisko latające rozpoznawcze U-2 używały - przy nadarzającej się okazji - zwykłych granatów ręcznych wyrzucanych przez obserwatora. Takie też uzbrojenie miały polskie rozpoznawcze Po-2 z szeregów 9 seł KBW walczące w l. 1946-47 w Bieszczadach przeciwko partyzantce UPA. W skrajnym przypadku, do zniszczenia schronu, użyto wtedy nawet dwóch zwykłych min z zapalnikami czasowymi.

2 komentarze:

  1. Miło mi, że się podoba. :)
    Mnie onegdaj uczono, że Л to jednak samo w sobie nasze ł, wymawiane wszak jako l przed zgłoskami miękkimi (i, je, jo, ja, tudzież znak miękki), w pozostałych przypadkach jako ł. No ale to było za minionego ustroju, więc może niekoniecznie słusznie. ;-)
    Co do samego zapisu skrótu LNB czy ŁNB, jak by nie patrzeć na dwoje babka wróżyła - można faktycznie znaleźć argumenty za i przeciw obydwu wersjom. Ja sobie upodobałem Ł...

    OdpowiedzUsuń
  2. Sorry ale to ty masz rację, a Czarek się myli. Dobrze cię uczono, tak jak piszesz w języku rosyjskim właśnie nie ma litery L, a jest wyłącznie Ł, zapisywane tym znakiem Л. Z tym, że jeśli następnym znakiem w słowie jest tzw. "jer" - ja, je, jo, ju - я, е, ё, ю - i и, bądź tzw. znak miękki ъ, to czyta się to jako L. Natomiast jeśli jest tam co innego, to czyta się ten znak jako Ł.

    OdpowiedzUsuń