środa, 23 września 2020

Henschel 297 Föhn według Michaela Heidlera

 czyli

Szybka fucha na boku

W najnowszym – z września 2020 –  numerze poczytnego periodyku Militaria, noszącym dla niepoznaki zeszłoroczny numer 03 (90) / 2019, ukazał się artykuł „Henschel 297 Föhn – przeciwlotnicza wyrzutnia rakiet”, pióra renomowanego autora Michaela Heidlera, traktujący, jak od razu widać, o intrygującej i w sumie mało znanej niemieckiej broni rakietowej – wyrzutni przeciwlotniczej Föhn.

Osoba autora pozwala oczekiwać wysokiego poziomu merytorycznego tekstu… Choć, prawdę mówiąc, już tytuł artykułu zaczyna budzić niepokój i powinien zapalić w głowie czytelnika nawet nie tyle czerwone ostrzegawcze światełko, co wielką czerwoną lampę przy akompaniamencie ogłuszającego alarmowego gongu. Znając wcześniejszą twórczość p. Heidlera podejrzewać zacząłem, jeszcze przed zapoznaniem się z treścią artykułu o Föhnie, że ograniczył on się prawdopodobnie po prostu do zamieszczenia treści jakiegoś alianckiego raportu traktującego o zdobycznych wyrzutniach – i w zasadzie tyle. A jak jest naprawdę? Czy rzeczywiście autor stanął na wysokości zadania?

Przyjrzyjmy się więc artykułowi z Militariów bliżej.

Niewątpliwie atutem artykułu, rzucającym się od razu w oczy, są zdjęcia przedstawiające zdobyte przez Amerykanów w Nadrenii wyrzutnie – zdjęcia wprawdzie znane, ale tu opublikowane w dużych wymiarach i dobrej jakości. To w  zasadzie dowodzi, że podejrzenia dotyczące proweniencji opracowania były słuszne. No ale co w końcu z tekstem?

A więc, zacznijmy zatem od samego początku, tego, co budziło już zawczasu niepokój – wspomniany już tytuł, czy też ustęp na s. 76…

Henschel opracował również wyrzutnię rakiet znaną pod nazwą Föhn, która miała skutecznie odstraszać nisko lecące samoloty przeciwnika.

… przypisują skonstruowanie Föhna firmie Henschel.

No, niestety, nie. W przeciwieństwie do tego, co wyczytać możemy na Wikipedii, Föhn nie miał nic wspólnego z firmą Henschel, choć ta atrybucja, podobnie jak i towarzyszące jej oznaczenia Hs 217 czy - jak w artykule Hs 297 – z jakiegoś powodu uporczywie się w literaturze od dziesięcioleci utrzymują. Stanowiące uzbrojenie wyrzutni rakiety powstały w rzeczywistości w firmie Donar GmbH z Wesermünde. Nazwa ta budzić może zdziwienie co bardziej uświadomionego czytelnika – że co, Donar, co to za wynalazek w ogóle? Tymczasem jest to firma o olbrzymim dziedzictwie na polu niemieckich konstrukcji rakietowych – łącząca się z osobą jednego z pionierów niemieckiego rakietnictwa, Friedricha Wilchelma Sandera. Same zaś wyrzutnie Föhna natomiast skonstruowane zostały przez czeską Waffenwerke Brünn. Nie ma Henschla. Pa pa!

Na tejże stronie 76 dowiedzieć się także możemy, że wyrzutnie przewożono na przyczepie…

… jaką stosowano do transportu działka Flak 38 kal. 20 mm.

Tutaj trudno się trochę nie poczepiać. Po pierwsze, termin działko stosuje się w Polsce, jeśli już, do broni lotniczej, lądowe to są armaty – w tym przypadku jest to nawet armata automatyczna. Do tego armata ta nazywa się nie „Flak 38”, ale konkretnie „2 cm Flak 38”, z kalibrem podanym w centymetrach stanowiącym integralną część nazwy. No i, nie wiedzieć czemu, autor nie pokusił się o podanie nazwy onej przyczepy (która, skądinąd, nie służyła jedynie do przewozu armat 2 cm Flak 38 czy wyrzutni Föhn) – Sd.Ah. 58. Czyżby na Wikipedii nie napisali? No dobrze, złośliwości na bok…

Opis wyrzutni, jak opis, dość precyzyjny, ale momentami niezbyt składny, co zapewne w części zrzucić można na karb tłumaczenia (a w tym przypadku mamy najpewniej do czynienia z tłumaczeniem z angielskiego na niemiecki i z niemieckiego na polski). W efekcie trafić można np. na takie kwiatki, jak na stronie 79:

Nakierowanie na cel ułatwiał okrągły celownik.

Co, jak podejrzewać można, nie dotyczyło kształtu celownika jako takiego (kogo zresztą obchodzi, czy celownik był okrągły, kwadratowy czy podłużny), ale jest jakąś niefortunną wariacją tłumaczenia nazwy celownika – Schwebehalbkreisvisier. 

Niestety, mimo dobrej jakości materiału ilustracyjnego i opis okazuje się niekoniecznie przystawać do rzeczywistości, jak zauważyć można juz na początku strony 80:

Rakiety były umieszczane w kratownicowych magazynkach po pięć sztuk w każdym, które wkładano od góry do wyrzutni. Aby wykonać te operację, rama musiała być ustawiona poziomo.

Jak bym się w archiwalne zdjęcia ilustrujące artykuł nie wpatrywał, ja tam żadnych magazynków (czy raczej może ładowników), ani jakiejkolwiek możliwości ich zastosowania w opisany sposób nie widzę. A gdy patrzę na zdjęcie muzealnej wyrzutni ze Sztokholmu (druga taka sama jest, nota bene, w Kopenhadze) - są. Czary, czy może jednak autor o czymś nie wie? Czyżby były różne wersje wyrzutni? Nie no, o tak oczywistej sprawie jednak by napisał...? Pozostawmy jeszcze czytelnika przez chwilę w niepewności.

Zupełnym curiosum terminologicznym jest passus z tejże strony 80, opisujący mechanizm odpalający wyrzutni:

Iglice miały formę małych kurków, które umieszczano na metalowym pręcie. Każdy pręt zawierał pięć „spustów”.

Iglice w formie kurków będących „spustami”?! Nie prościej było napisać, że na każdej osi umieszczono pięć kurków z iglicami? Trudno w każdym razie dojść, ile w tym zasługi autora, a ile tłumacza… Tuż dalej czytamy z kolei, że...

Pokrętła umożliwiające obrót zestawu w płaszczyźnie pionowej i poziomej znajdowały się po lewej stronie zestawu, podobnie jak celownik i spust.

Też nie. Nie pokrętła, a pokrętło, jedno, służące do poruszania wyrzutni w podniesieniu. W azymucie nie było żadnego mechanizmu naprowadzającego, celowniczy obracał całą wyrzutnię swobodnie, korzystając z widocznej na zdjęciach rękojeści (na której zamontowana była też dźwignia spustu).

Przechodząc już do kwestii cokolwiek bardziej merytorycznych, na tej samej stronie 80 dowiadujemy się, że…

Amunicję stanowiły zmodyfikowane pociski Rauchzylinder 73 (RZ 73) z granatami 4609 (R.Sprgr.4609) kal. 73 mm. Rauchzylinder (czyli „pojemnik na ładunek dymny”) to nazwa stosowana w ramach zakamuflowania prawdziwej produkcji pocisków w zakładach Rheinmetall-Borsig.

Kolejna często pojawiająca się nieprawda. Pocisk 7,3 cm R. Sprgr. do wyrzutni Föhn nie wywodził się z pocisku RZ 73, ba, nie miał z nim nic wspólnego. Bezpośrednim protoplastą 7,3 cm R. Sprgr. Była lotnicza rakieta RZ 65, skonstruowana jeszcze w l. 30. we wspomnianych zakładach Donar GmbH i ostatecznie, z racji na kiepskie osiągi, pomimo kilkuletniego procesu rozwojowego nie przyjęta na uzbrojenie lotnictwa. Więcej szczęścia zaznał RZ 65 nieoczekiwanie w wersji lądowej – w postaci rakiety agitacyjnej Pg Gr 41 oraz naszej właśnie 7,3 cm R. Sprgr. Natomiast RZ 73 była zupełnie niezależnie skonstruowaną rakietą o cokolwiek wyższych osiągach i gabarytach, faktycznie męczoną gdzieś na przełomie lat 1941/42 przez Rheinmetalla.

Porównanie rakiet RZ 65, 7,3 cm R.Sprgr. i RZ 73.

Dodatkowo, numer 4609 – nie ma specjalnie racji bytu. Owszem, pojawia się w literaturze, tyle tylko, że w tymże czterocyfrowym systemie oznaczeń amunicji numery kończące się na 9 oznaczały amunicję szkolną – numer ten nie mógł być zatem zastosowany do rakiety bojowej. Puszczając wodze fantazji, moglibyśmy hipotetycznie mieć bojową 7,3 cm R. Sprgr. 4601, albo szkolną Ex. 7,3 cm R.Sprgr. 4609. A jak było zatem naprawdę? W dokumentach z etapu opracowywania Föhna pociski oznaczane są jako 7,3 cm R-Spgr (Spreng skracane jako Sp, a nie Spr, czyli tak trochę po kriegsmarinowsku), zaś na etykietach z już „bojowych” skrzynek amunicyjnych noszą miano po prostu 7,3 cm R. Sprgr. Tak a propos, uważny czytelnik spostrzegł może, że w całym artykule, poza kryptonimem Föhn, ani razu nie padło oficjalne oznaczenie samej wyrzutni...?

Na tejże niefortunnej stronie 80. czytamy dalej, iż…

Nie stosowano brzechw stabilizujących, dlatego aby nadać rakietom właściwą rotację wzdłuż osi podłużnej, siedem zewnętrznych dysz u podstawy pocisku montowano pod pewnym kątem. W związku z tym jedynie siedem wewnętrznych dysz generowało właściwy ciąg.

Trudno bowiem mówić o jakimkolwiek „montowaniu” dysz pod kątem, skoro nie były one żadnymi osobnymi elementami, ale wiercono je bezpośrednio w tylnym dnie komory spalania (co zresztą dokładnie pokazuje zdjęcie na końcu artykułu). No i ten właściwy ciąg… Rozumiem z tego, że silniki pocisków, które posiadały wszystkie dysze skierowane pod kątem w celu wywołania rotacji (czyli, generalnie rzecz biorąc, i żeby daleko nie szukać, wszystkie rakiety od wszystkich nebelwerferów), w ogóle w związku z tym nie generowały „właściwego ciągu”?

W dalszej części tego samego akapitu mamy już kwiatek cięższego gatunku:

Do odpalania rakiet stosowano spłonki uderzeniowe Raketenaufschalgzünder RAZ 51.

Poparty dla pewności podpisem zdjęcia na s. 82:

Spłonka RAZ 51.

I tu już po prostu ręce opadają. RAZ 51 to bowiem nie spłonka służąca do inicjowania silnika pocisku – jak zda się z tego wynikać – ale głowicowy zapalnik uderzeniowy detonujący głowicę bojową. Zapalnik. Nie wiem, tłumacz to był popełnił, czy autor – obstawiam tłumacza – ale efekt wyszedł, jak wyszedł, czyli żenujący. Jest tu w ogóle jakaś korekta merytoryczna?

Zapalnik RAZ 51

Warto zwrócić natomiast uwagę na tabelkę z danymi technicznymi pocisku zamieszczoną na str. 80. Te bowiem, w przeciwieństwie do tego, co najczęściej można znaleźć we wszelakich opracowaniach powielających bezrefleksyjnie parametry RZ 73, są w zasadzie prawidłowe. Przyczepić się można jedynie cokolwiek do długości, która wynosić powinna nie 282 mm, a 277 mm (262 mm pocisku + 15 mm zapalnika). Poza tym, niestety, artykuł nie zawiera – poza jednym archiwalnym przekrojowym rysunkiem – żadnych bliższych informacji o budowie czy sposobie działania pocisku.

No i w końcu przejść wypada do podsumowania, a to, niestety, trudno widzieć w świetle pozytywnym. Ograniczył się on artykuł do zamieszczenia zdjęć z amerykańskiego opracowania, opisanych w sposób kulawy i niepełny. Czego zabrakło – dopisane zostało najwyraźniej na podstawie Wikipedii czy innego podobnej jakości źródła. Nie dowiemy się nic o procesie rozwojowym Föhna i towarzyszącym mu problemach, zasadach użycia, odmianach wyrzutni, wersjach rozwojowych tak wyrzutni, jak i amunicji, czy nawet o zastosowaniu samych rakiet w lotnictwie. Nie poznamy żadnych bliższych szczegółów ledwo wzmiankowanego w artykule użycia Föhnów pod Remagen (a wspomnieć warto, że dowódca baterii skazany został za jej utratę na śmierć)... Ba, nie dowiemy się także o zaangażowaniu w ten program Kriegsmarine – co tym bardziej zniesmacza, że pokazana w artykule muzealna wyrzutnia Föhn ze Sztokholmu jest właśnie wyrzutnią morską, różniącą się szeregiem rozwiązań od wersji lądowej zaprezentowanej na archiwalnych zdjęciach (co zapewne łacno dostrzeże na ilustracjach uważny czytelnik - a co zarazem wyjaśnia wspomnianą kwestię użycia pięciopociskowych ładowników, które raz są, a raz ich nie ma), a Kriegsmarine zaczęła nawet chyba używać Föhnów wcześniej niż Heer czy Luftwaffe.

Całościowa ocena artykułu musi być, niestety, bezlitosna. Poza doskonałymi zdjęciami, jest on fatalnie napisany i jeszcze gorzej przetłumaczony – obie te czynności sprawiają wrażenie dokonanych dosłownie na kolanie. Tekst jest miejscami tak słaby językowo i merytorycznie, że trudno nawet dojść, czy to wina autora, czy kiepskiego tłumacza. W zasadzie bez większego cienia wątpliwości uznać można, że całościowo jest to jeden z najgorszych, o ile nie najgorszy artykuł na temat niemieckiej broni rakietowej, jaki ukazał się w Polsce na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat – a publikowano w tym okresie naprawdę najprzeróżniejsze kwiatki. Tutaj, niestety, niefrasobliwe podejścia autora, choćby nie wiem jak renomowanego, wraz z pogarszającym jeszcze wszystko tłumaczeniem, dały efekt bardzo nieszczególny.

Czytelnik bliżej zainteresowany tematem Föhna sięgnąć zaś mógłby do - opisującej m. in. tę broń - pierwszej części poświęconego niemieckim niekierowanym rakietom przeciwlotniczym artykułu "Rakietowa desperacja" opublikowanego w Nowej Technice Wojskowej Numer Specjalny 3/2017. Idealnie tez nie jest, ale jednak znacznie bardziej obszernie niż w przypadku szybkiej fuchy pana Heidlera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz