czyli
Świat stanął na głowie
Gdy już zda się człekowi naiwnemu, że zaczyna ogarniać rozumem ogólne reguły rządzące formalnymi aspektami niemieckiej techniki wojskowej, dajmy na to choćby znakowaniem niemieckich bomb, a nawet zauważać w nich pewne ogólne niezmienne zasady, zderza się nagle nieszczęśnik z ową duszą germańską - niepokorną, artystyczną, ulotną i frywolną. Na przykład zauważa człowiek nagle i ku swemu zaskoczeniu, że, z powodów znanych najwyraźniej jedynie najbardziej zażartym czytelnikom Mitu dwudziestego wieku, oznaczenia i opisy na betonowych bombach odłamkowych SBe 50, przynajmniej, jak się zdaje w okresie 1939-1940, nanoszone były do góry nogami, dokładnie odwrotnie niż na wszystkich innych bombach - tak, że czytać je należało patrząc od tyłu bomby, a nie, jak normalnie, od przodu.
Znaczy się, na czym? - zapyta zaskoczony czytelnik. - Że na bombach betonowych?! Ano betonowych, wszak były i takie...
Bomby betonowe traktowane były, jak już wspominaliśmy w części pierwszej, jako bomby o działaniu czysto odłamkowym. Charakteryzowały się osobliwą konstrukcją, z grubościennym betonowym korpusem z wtopionymi metalowymi odłamkami. Z racji na taką budowę oraz swój odłamkowy charakter bomby betonowe nie mogły być zrzucane z małej wysokości, co skutkowałoby rozbiciem się bomby przed zadziałaniem zapalnika, ustawianego w takim wypadku ze zwłoką. Można je było natomiast zrzucać z większych wysokości (promień strefy zagrożenia odłamkami SBe 50 wynosił 300 m), także z lotu nurkowego, a zapalnik uderzeniowy (w tym przypadku ElAZ (55)) - jak to zresztą najlepiej w bombie odłamkowej - nastawiony być musiał na działanie natychmiastowe.
Doświadczenia pierwszych kampanii wojennych wykazały dobrą skuteczność bomb SBe 50 przeciwko celom żywym i małej odporności celom martwym (np. samolotom czy samochodom) oraz dobre przy tym działanie zapalające - bomba dawała więcej odłamków niż SD 50 (osiągając 1 odłamek na metr kwadratowy w odległości 40 m), acz w miękkim piasku czy śniegu jej działanie było zredukowane. Produkcję bomb betonowych SBe 50 (których powstało w międzyczasie sześć wersji - A I, A II, C I, C II, D i E) zakończono w każdym razie z takich czy innych przyczyn najpóźniej w roku 1942, używając ich do wyczerpania zapasów.
Spójrzmy zatem na taki oto konkretny casus 'odwrotnej' bomby SBe 50 - co warto nadmienić, oba pokazane poniżej egzemplarze uwiecznione zostały na jednym zdjęciu pokazującym uzbrajanie He 111. Po raz kolejny widzimy więc, że używane jednocześnie bomby wcale nie musiały prezentować dokładnie tego samego wariantu oznakowania.
Na górze - bomba SBe 50 A I. W oczy od razu rzuca się wyjątkowy kolor, standardowo dla bomb betonowych, jako czysto odłamkowych - jednolicie zielony (podobnież RAL 6028, acz wiedza to nie z oryginalnych źródeł z epoki). No i oznaczenia, patrząc od dzioba - kod materiału wybuchowego 110 (Ammonal D) wysokości ok. 50 mm. Za gniazdem zapalnika - oznaczenie 55 jego typu (ElAZ (55)), acz naprawdę mikroskopijnego rozmiaru - zewnętrzna średnica kółka ma tylko około 38 mm (a, jak pamiętamy, zwykle miała 60 czy ~86 mm). Dalej - oznaczenie typu bomby w postaci skróconej do SBe A I, wysokości ok. 30 mm. Co warto zauważyć, po obu jego naniesione są na bombie jeszcze dodatkowe oznaczenia, niestety póki co nieczytelne z racji na jakość dostępnych zdjęć - od strony ucha nośnego coś dwuznakowego (jak gdyby może C1), zaś od tyłu jakieś kolejne dość rozwlekłe opisy, tutaj w dwóch linijkach, ale zależnie od wersji, czy nawet egzemplarza bomby, ich liczba waha się od jednej do nawet trzech wierszy.
Poniżej - bomba SBe 50 C II w analogicznym schemacie oznakowania, acz bynajmniej nie identycznym. A więc znów, na dziobie kod materiału wybuchowego 110, acz tym razem wyraźnie mniejszy, zda się standardowe 40 mm wysokości, dalej podobnie mikre jak poprzednio oznaczenie 55 zapalnika ElAZ (55), ok. 38 mm średnicy, i wreszcie skrócone oznaczenie typu bomby wysokości ok. 30 mm, ale naniesione tu w dość rozstrzelonej postaci - S B e C II. I ponownie po jego obu stronach - dodatkowe opisy, tu z ledwo jedną dodatkową linijką z tyłu.
Co zaznaczyć trzeba, wg standardów połowy roku 1942 bomby SBe 50 posiadać miały - poza wciąż zielonym kolorem - oznakowanie zupełnie nieodbiegające od znanych nam dobrze reguł - tj. opisy czytane z kierunku dziobu i oznaczenie bomby wysokości 40 mm zlokalizowane tuż za uchem nośnym, acz jeszcze bardziej skróconego zapisu, pozbawione litery C - czyli w postaci, pozostańmy przy naszych dwóch powyższych przykładach, BeA I czy BeC II.
Napomknąć można jeszcze, że zastosowanie amonalu w charakterze materiału wybuchowego, a więc środka jednak dość słabego, miało zapewne na celu zapobieżenie nadmiernemu rozdrobnieniu betonowej skorupy bomby.
Na koniec nie sposób powstrzymać się od obserwacji, że takie akurat opisywanie bomb jak w przypadku SBe 50 skądinąd powinno być raczej regułą, a nie wyjątkiem - skoro bowiem bomby podwieszane
pionowo (jak w He 111, Ju 52 czy Ju 86) wisiały dziobem w górę, to wszystkie napisy
umieszczone na nich w tradycyjnej orientacji znajdowały się wtedy w pozycji do góry nogami; natomiast w przypadku SBe 50 - w prawidłowym położeniu. Dlaczego więc przy nanoszeniu oznaczeń z uporem uważano, że dołem bomby jest dziób, a nie usterzenie? Znowu ta osobliwa germańska logika, ech...