czyli
Obecny stan niewiedzy
Najnowszy numer znanego i lubianego kwartalnika Poligon 2 (55) 2016 poświęcony jest w znakomitej części zagadnieniom niemieckiej obrony przeciwpancernej drugiej wojny światowej. Oprócz artykułu poświęconego pancerzownicy Panzerfaust znalazł się tam, tego samego zresztą pióra, artykuł Tomasza Nowakowskiego Raketen Panzerbüchse 54 Panzerschreck - Prawdziwe straszydło na czołgi.
Jest to kolejne ostatnimi laty - po artykule Łukasza Gładysiaka w numerze specjalnym Militariów XX Wieku z roku 2011 - opracowanie publicystyczne poświęcone tej tyleż znanej, co nieznanej broni. Spójrzmy więc i na nie nieco bliżej, zwłaszcza, że - nie ukrywajmy gorzkiej prawdy - poprzeczka nie była ustawiona zbyt wysoko.Artykuł Tomasza Nowakowskiego ocenić wypada - już na wstępie i na tle dokonań poprzedników - dobrze. Bardzo obszernie prezentuje on rozwój konstrukcji niemieckiej pancerzownicy, jej budowę, zasady i historię użycia bojowego, a także zastosowanie w innych krajach. Szczególnie warto zwrócić uwagę na informacje dotyczące rozwoju i produkcji panzerschrecków. Autor rozprawia się też z pokutującymi od lat mitami - jak na przykład kwestią nazewnictwa używanych bojowo pancerzownic. Zdecydowaną zaletą artykułu są starannie opisane zdjęcia tak archiwalne, jak i przedstawiające zachowane muzealne egzemplarze opisywanych broni.Niestety - choć autor sam nieco szumnie stwierdza we wstępie odnośnie niemieckich pancerzownic rakietowych, że "warto zaprezentować współczesny stan wiedzy na ich temat", zadanie to udało mu się w zasadzie głównie w odniesieniu do strony stricte historycznej. Kwestie techniczne - szczegóły budowy wyrzutni, amunicji i zmian w nich dokonywanych w okresie zastosowania bojowego w latach 1943-45 przedstawione zostały niejednokrotnie niepełnie, niejednoznacznie czy wręcz błędnie.
Zarzucić można, na szczęście niewielki, chaos w podawaniu informacji - np. pocisk wersji 4992 omówiony jest w zasadzie dwukrotnie, na s. 34 i 36, tak samo oznaczenie pancerzownicy z etapu prototypowego - 8,8 R PzB 6030 - pojawia się nagle dwie strony po opisaniu jej historii rozwoju.
Już na pierwszy rzut oka razi zresztą niefrasobliwe podejście autora do nazewnictwa opisywanego uzbrojenia, jako że - co zresztą pośród wielu autorów powszechne - uporczywie pomija on kaliber, będący w niemieckiej terminologii integralną częścią nazwy. Mamy więc RPzB 54 zamiast 8,8 cm R PzB 54, RPzB 54/1 zamiast 8,8 cm R PzB 54/1, RPzBGr 4322 zamiast 8,8 cm R PzBGr 4322, a nawet Granate 4992 zamiast 8,8 cm R PzBGr 4992 - i tak dalej.
Pozostaje jeszcze kwestia dość swobodnej pisowni skrótów, jeśli chodzi o umieszczanie w nich spacji - mamy więc w artykule RPzB, RPzB Gr czy RPzGr (a nawet, ewidentną jednak literówkę, RpzB). W oryginalnych instrukcjach występuje natomiast pisownia R PzB, R Pz B, R PzGr, R PzBGr, R Pz B Gr czy R PzB Gr. Jak widać sami zainteresowani mieli tu sporą dozę dowolności, ale akurat nie spotkałem się z wariantami stosowanymi w artykule.
Na stronie 38 poczęstowani zostaliśmy z kolei armatą przeciwpancerną PAK 36, której wszak nigdy nie było. Podobnie jak nie było armaty Pak 36, 3,7 cm Pak 36 czy 3,7 cm Pak 35/36... Była natomiast 3,7 cm Pak, okresowo pojawiająca się jako 3,7 cm Pjk - no ale błąd ten wałkowany jest od dziesięcioleci w nieskończoność, nawet w monograficznych opracowaniach tego działa, i nic nie wskazuje na to aby odszedł wreszcie do lamusa historii.`Niewątpliwą wartością artykułu jest - jak wspomniano - omówienie kwestii nazewnictwa wyrzutni, która od samego początku zastosowania bojowego oznaczona była już jako 8,8 cm R PzB 54, niezależnie od tego, czy miała tarczę, czy nie. Dziwi jednak nieco całkowite przemilczenie w artykule nieszczęsnego oznaczenia 8,8 cm R PzB 43 Ofenrohr, faktycznie przecież istniejącego i funkcjonującego w korespondencji z lata-jesieni 1943 roku. Niejakie zastrzeżenia można mieć do opisu rozwoju pocisku 8,8 cm R PzBGr 4322 z wcześniejszego 8,8 cm R PzGr 4312. Zamiast napisać wprost o zastosowaniu całkowicie nowego, większego silnika z zapłonem elektrycznym następuje dość rozwlekły wywód o przeprojektowywaniu i powiększaniu; warto też zwrócić uwagę, że część ogonowa pocisku nie mieściła silnika, tylko sama nim była - stanowiła ją bowiem komora spalania tegoż silnika. Błędna jest ponadto informacja, jakoby opracowując na bazie 8,8 cm R PzGr 4312 pocisk panzerschrecka 6 brzechw stabilizujących połączono teraz pierścieniem z blachy (s. 34) - bowiem taki statecznik cylindryczny posiadał już i pocisk od püppchen.Swego rodzaju kwiatkiem jest zdanie ze strony 34, opisujące paliwo pocisku 8,8 cm R PzBGr 4322, na które z racji na ilość wewnętrznych sprzeczności warto spojrzeć uważniej:
Zastosowano w nim ażurowane laski o długości 200 mm i średnicy 10,5 mm, które były wykonane z prasowanego prochu czarnego na bazie diglycolu oznaczanego jako Digl. R.P.-9,5 (200-11,6/5,6).
Pomińmy już nawet ten nieszczęsny diglycol... Po pierwsze - skoro proch wytworzony był na bazie dwuglikolu (a taki faktycznie był), to był to proch bezdymny, a nie czarny. Po drugie, Digl. R.P.-9,5 (200-11,6/5,6) to nie jest oznaczenie typu prochu jako takiego, ale kaloryczności i wymiarów konkretnej laski prochowej używanej w silniku panzerschrecka, która - jak od razu widać - miała wobec tego zewnętrzną średnicę 11,6 mm, a nie 10,5 mm. Co trzeba zauważyć, oznaczenie to dotyczy paliwa w wersji zimowej (arkt), paliwo letnie odróżniało się nieco tak wymiarami, jak i kalorycznością, ale i tak jego laska nie miała średnicy 10,5 mm.Trudno też zgodzić się z dywagacją ze strony 34:
Wg opracowań amerykańskich stosunek RDX [heksogenu - przyp G.] do TNT wynosił 4:6 lub wg sowieckich 6:4. Różnice te są w istocie odbiciem braków materiałowych u schyłku III Rzeszy i wynikają z okresu, w którym wytworzono daną partię amunicji.
Jako że różnice w proporcji składników heksolitu w opracowaniach amerykańskich i radzieckich wynikają po prostu z przyjętej w tych państwach odmiennej kolejności zapisu - to co u jednych figurowało jako 40/60, u drugich jako 60/40.
W całym artykule błędnie podane jest oznaczenie zapalników stosowanych w opisywanych pociskach - nie były to bowiem AZ 5005 i AZ 5005/1, ale AZ 5095 i AZ 5095/1. Nieprawdą jest też, jakoby zapalnik połączony był z umieszczonym w tylnej części głowicy detonatorem (a nie zapłonnikiem, jak napisano) rurką ogniową (s. 34). Choć na obronę autora przyznać trzeba, że takie błędne przedstawienie występuje na niektórych rysunkowych schematach budowy pocisku w powojennej literaturze. Błędnie podana jest także niemieckojęzyczna nazwa zapalnika uderzeniowego - Anschlag Zünder zamiast Aufschlagzünder.
Nie podnosząc już kwestii czy zapalnik AZ 5095 był w ogóle używany w amunicji do panzerschrecka, czy tylko AZ 5095/1, zwrócić wypada uwagę na kolejną nieprawdę ze s. 34: (...) zapalnik charakteryzowała wysoka czułość, co właściwie wykluczało użycie pancerzownicy w terenie zalesionym Wadę tę usunięto dopiero w pierwszej połowie 1944 r., wprowadzając ulepszoną wersję zapalnika AZ 5005/1, która umożliwiała strzelanie przez 3 m poszycia i gałęzi. Sam opis jest w ogóle mylący, bo sprawia wrażenie, że pocisk z nowym zapalnikiem o obniżonej czułości przelecieć mógł sobie nie wybuchając przez trzymetrowej szerokości zarośla na dowolnym odcinku trajektorii. W rzeczywistości owszem mógł, ale tylko zanim zapalnik się uzbroił - czyli przeszkoda ona znajdować się mogła nie dalej niż 3 m od wylotu prowadnicy. No i - przede wszystkim - możliwość ta jest wzmiankowana już w najstarszej instrukcji obsługi pancerzownicy z listopada 1943, a więc istniała w praktyce od samego początku.zastosowania bojowego panzerschrecka, a nie dopiero od pierwszej połowy 1944.
Trudno też nie polemizować z arbitralnym określeniem dopuszczalnych temperatur użycia amunicji zimowej (arkt) jako od -40 do +30OC (s. 34), bowiem w niemieckich instrukcjach i na etykietach maksymalna temperatura użycia podawana jest zarówno jako +20OC, jak i +30OC.
Zabrakło natomiast w artykule maksymalnej dopuszczalnej temperatury dla amunicji letniej, + 50OC (choć na etykietach skrzynek amunicyjnych spotkać i można czasem temperaturę o 10 stopni niższą!). Nie udało mi się też znaleźć w żadnej instrukcji potwierdzenia informacji, że amunicja letnia mogła być używana w temperaturze -5OC, pod warunkiem jej składowania przed załadowaniem w temperaturze +15OC.
No i tradycyjnie już ani słowem nie wspomnianym zostało o amunicji zimowej Arkt. 44/45 - choć anonimowy opis jej ładunku prochowego się jednak pojawia.
Niezbyt prawdziwa jest zatem i podana na s. 34 informacja, jakoby pocisk "Granate 4992" dzięki zmienionemu ładunkowi prochowemu osiągał skrócony czas spalania - bowiem zmiana ta wynikała ze stosowania właśnie paliwa w wersji Arkt. 44/45, niezależnie czy był to pocisk 8,8 cm R PzBGr 4322 czy 8,8 cm R PzBGr 4992. Amunicja typu 499 odróżniała się od 432 zastosowaniem pierścienia kontaktowego na stateczniku (co wspomniane zostało na s. 36-37), a nie rodzajem użytego paliwa.
Na tejże stronie 34 natrafiamy na kolejną informację z gruntu błędną:
(...) produkowano pewne ilości amunicji ćwiczebnej RPzB Gr 4322 Üb (albo Bl) przeznaczonej do strzelań szkolnych (...) oraz granatów ćwiczebnych do nauki ładowania broni oznaczanych jako RPzB Gr 4322 Ex.
Zgodnie bowiem z zastosowanym tu systemem numeracji amunicji - pocisk ćwiczebny ze ślepą głowicą nosił oznaczenie 8,8 cm R PzBGr 4320 Bl., a pocisk przeznaczony do nauki ładowania - a więc szkolny, a nie ćwiczebny! - oznaczony był jako 8,8 cm R PzBGr 4329 Ex, jak zresztą zgodnie podają instrukcje obsługi pancerzownic. Zabrakło także jakichkolwiek informacji o szkolnych i ćwiczebnych wariantach pocisku 8,8 cm R PzBGr 4992.Niejakie wątpliwości można też mieć do arbitralnego stwierdzenia ze s. 35, że w ostatnich dniach 1944 pociski zaczęto dostarczać w indywidualnych papierowych tubach. A zaczęto?
Na tejże s. 35 napotykamy na informację, iż...
Ciekawe, że pierwszą znaną instrukcję do nowej broni wydrukowano z datą 30 września 1943, określając ją jako 8,8 cm RPzB54, podczas gdy w oficjalnej korespondencji z tego okresu (...) nazywano ją Ofenrohr (...).
Z datą 30 września wydano nie tyle instrukcję, co ledwo Panzer-Beschusstafel - broszurkę ukazującą w postaci graficznej wrażliwe na ostrzał z pancerzownicy miejsca 10 typów wrogich czołgów. Pierwsza sensu stricte instrukcja do pancerzownicy nosi datę 4 listopada 1943 i broń występuje tam jako 8,8 cm R Pz B 54. Ciekawe jest natomiast to, że w instrukcji szkolenia i użycia bojowego z 7 grudnia 1943 pojawia się nazwa 8,8 cm R-Panzerbüchse 54 (Ofenrohr) - skoro od listopada przyjęta już była oficjalnie nazwa Panzerschreck. No ale cóż, bezwładność cyklu wydawniczego.
Na s. 35 natrafiamy też na błędną informację dotyczącą elektrycznego układu zapłonowego pancerzownicy, w którym masą była sama wyrzutnia, z tego względu nie malowano jej wnętrza farbą. Elektryczne połączenie korpusu pocisku z wyrzutnią nie odbywało się bowiem za pośrednictwem całej prowadnicy, zapewniał je natomiast sworzeń kontaktowy umieszczony sprężyście w obudowie gniazda kabla i stykający się ze statecznikiem rakiety.
Nie do końca prawidłowa jest też informacja ze strony 35, jakoby muszka pancerzownicy posiadała regulowaną wysokość, co pozwalało uwzględnić zewnętrzną temperaturę w przedziale od -25OC do + 20OC. Skoro bowiem opisywana jest tu pierwsza wersja broni, przed późniejszymi modyfikacjami, to nie posiadała ona w ogóle regulowanej muszki i temperaturę uwzględniać należało wprowadzając odpowiednią poprawkę w celowaniu. Regulowana odpowiednio do temperatury muszka pojawiła się dopiero w początku 1944 roku, a i tak regulacja jej stosowana była tylko w przypadku używania amunicji zimowej, a nie letniej. Trudno też zgodzić się z informacją, jakoby jednym z pierwszych usprawnień pancerzownicy było wprowadzenie ulepszonej szczerbiny (sic!) ułatwiającej odkładanie poprawki bocznej do czołgów poruszających się pod kątem - było to bowiem jedno z ostatnich usprawnień 8,8 cm R PzB 54, poprzedzone wprowadzeniem choćby regulowanego w poziomie celownika (ale tylko w celu niwelacji niedokładności wykonania), regulowanej muszki, czy wreszcie tarczy i strzemienia pod wylotem prowadnicy. Celownik taki posiadał skądinąd pięć szczerbin, a nie jedną.
No właśnie - w artykule ani słowem nie wspomniano o tyleż zawiłych co ciekawych zasadach celowania z panzerschrecka, a szkoda, bo temat to wielce zajmujący...
Trudno mi też znaleźć w niemieckich instrukcjach potwierdzenie informacji ze s. 36, aby strzelec - pomimo wprowadzenia tarczy - nadal zakładać miał na na prawą dłoń rękawicę ochronną. No ale alfą i omegą w końcu nie jestem.
Choć na s. 36 dość opisana została szczegółowo standardowa tarcza ochronna do pancerzownicy, zabrakło jednak jakichkolwiek informacji o innych stosowanych rodzajach tarcz - np. wykonywanych samodzielnie.
Na s. 36-37 precyzyjnie opisana została konwersja pancerzownicy wersji 8,8 cm R PzB 54 na 8,8 cm R PzB 54/1, wraz z informacją o tym, że zmienione zostały przy tym przyrządy celownicze. Szkoda bardzo, że - w zasadzie tradycyjnie jeśli chodzi o krajowe piśmiennictwo - zabrakło informacji, na czym ta zmiana polegała. Co warto zaznaczyć, związana była z zastosowaniem nowej amunicji zimowej Arkt. 44/45. |
Ilustracja z instrukcji obsługi - pomiar odległości 150 m za pomocą muszki. |
Dwukrotnie - w tekście na s. 36 i w podpisie do zdjęcia na s. 38 - powtórzona jest błędna informacja, jakoby zalecanym dystansem bojowego użycia pancerzownicy było 75 m, a ponadto że jego prawidłowej ocenie służyło okienko w płytce muszki, dobrane tak, aby widziany z odległości 75 czołg wypełniał całą jego wysokość. W rzeczywistości bowiem zmierzony w ten sposób dla czołgu wielkości T-34 dystans był dwukrotnie większy i wynosił 150 m.Nieprawidłowa jest też informacja ze s. 36, że pociski 8,8 cm R PzBGr 4992 nie posiadały kabla układu zapłonowego, a jedynie pierścień kontaktowy na stateczniku. Jak najbardziej posiadały i pierścień, i kabel - aby można je było wystrzeliwać i z nowych wyrzutni 8,8 cm R PzB 54/1, i ze starszych 8,8 cm R PzB 54.
Pewne zastrzeżenia można mieć do opisanego na s. 38 uzbrojenia i wyposażenia plutonu łowców czołgów (oryginalnie określanego jako Gruppe). Wg artykułu mobilność zapewniały mu 2 wózki piechoty If 8 (nazwane w artykule zresztą jako Infanterie Karren zamiast Infanteriekarren), z których jeden przewoził 6 pancerzownic i 12 skrzynek amunicyjnych, a drugi kolejnych 12 skrzynek lub bagaż żołnierzy. Łącznie dawałoby to więc nie więcej niż 48 pocisków. W rzeczywistości grupa niszczycieli czołgów dysponować miała wg instrukcji zapasem po 10 pocisków na wyrzutnię (a więc 60 rakiet), z których część załadowana miała być na wózek z wyrzutniami, część na drugi If 8, a ewentualne dalsze pociski na jakikolwiek inny pojazd bojowy.
Wbrew informacji ze strony 42 instrukcja obsługi panzerschrecka nie miała do końca wojny co najmniej 6 wydań (D1864/1 do 6), bo miała tylko cztery wydania - w kolejności chronologicznej oznaczone indeksami 2, 5, 1 oraz 6.
Niejakiego dysonansu poznawczego doznać można w kwestii masy wyrzutni w wersji bez tarczy - która podana jest jako 9,3 kg w treści artykułu (s. 35), a jako 9,5 kg w tabeli na s. 44 (w charakterze ciekawostki wspomnieć można, że instrukcja z grudnia 1943 podaje masę 9,4 kg).
No właśnie - tabela... Dla wszystkich typów panzerschrecka podana jest prędkość maksymalna pocisku ~110 m/s i donośność skuteczna 150 m, co nie jest do końca prawdą, acz i nie jest łatwe do tabelarycznego ujęcia. Parametry te są bowiem prawdziwe tylko dla pancerzownicy ze starą wersją przyrządów celowniczych i z amunicją letnią lub zimową (arkt). Natomiast w przypadku pancerzownicy 8,8 cm RPzB 54 z tarczą i 8,8 cm RPzB 54/1 dochodziła jeszcze możliwość stosowania amunicji zimowej w wersji 44/45 (o większej prędkości maksymalnej i donośności) wraz z przynależnymi jej celownikami - a wtedy, w zależności od temperatury powietrza oraz kombinacji celownika i amunicji, donośność skuteczna wahała się od 100 do 200 m.
Na s. 41 zamieszczony został krótki acz treściwy opis uzbrojonego w panzerschrecki samobieżnego niszczyciela czołgów Wanze, do pełni szczęścia zabrakło jednak wobec tego, niestety, jakichkolwiek informacji o zastosowaniu pocisków panzerschrecka i ich głowic w lotnictwie - że już nie wspomnę o przeciwlotniczej wersji tej pancerzownicy.
Całościowy odbiór tekstu, mimo jego niewątpliwych zalet, wypada więc nieco niejednoznacznie i nie może być on - pomimo z pozoru starannego opracowania, zamieszczenia szeregu rzeczywiście nowych i wartościowych w naszym piśmiennictwie informacji - traktowany jako rzetelne źródło wiarygodnej wiedzy w każdej opisywanej kwestii. Wydaje się, że zawinił tu nieco pośpiech, skutkujący niedostatecznym rozpoznaniem tematu przez autora.